Listopadowe wyjście na Krawców Wierch bardzo spodobało się wszystkim uczestnikom i dlatego postanowiliśmy zaprosić znajomych i nieznajomych do kolejnej wspólnej wędrówki Powitanie wiosny wydawało się idealną ku temu okazją.
Naszym celem było wejście na szczyt Soszowa Wielkiego (886 m n.p.m.), a następnie integracja przy ognisku
Spotkaliśmy się w Wiśle (dzielnica Jawornik), skąd wyposażeni w zielone baloniki i inne akcesoria w tym kolorze ruszyliśmy na powitanie wiosny
Niebieski szlak, który wybraliśmy na podejście, prowadzi lekko pod górkę, ulicą Soszowską, początkowo po asfalcie i betonowych płytach, dalej już drogą gruntową. Nasza liczna grupa rozciągnęła się na prawie 3 kilometry, czyli tyle ile mniej więcej mieliśmy do przejścia Kiedy jedni wchodzili dopiero w pierwszy zakręt, inni już relaksowali się na leżakach pod schroniskiem Nikomu się nie spieszyło, po drodze były zabawy resztkami śniegu, malowanie twarzy i inne wygłupy. Droga była błotnista, ale na szlaku zdarzały się również płaty śniegu, a im wyżej tym śniegu więcej
Pod schroniskiem też było biało, taka mało wiosenna ta wiosna.
Gdy już wszyscy dotarli w okolice schroniska na Soszowie, trzeba było jeszcze wejść na sam szczyt (jakieś 10 minut od schroniska)...
A później została już najprzyjemniejsza część wycieczki - ognisko, które po wcześniejszych ustaleniach przygotowała dla nas obsługa schroniska "Soszów".
Część naszej prawie pięćdziesięcioosobowej ekipy musiała niestety wracać wcześniej i trochę atrakcji ich ominęło w tym powrót czerwonym szlakiem wzdłuż granicy polsko - czeskiej do przełęczy Beskidek i dalej czarnym szlakiem do Wisły Jawornik, gdzie zaczynaliśmy całą wycieczkę. Wszyscy wrócili zadowoleni i niezbyt zmęczeni. Cała pętelka miała ok.7 kilometrów, nawet najmłodsi bez problemu i marudzenia przeszli taki dystans.
Sorki za te lizaki!
Niebieski szlak, który wybraliśmy na podejście, prowadzi lekko pod górkę, ulicą Soszowską, początkowo po asfalcie i betonowych płytach, dalej już drogą gruntową. Nasza liczna grupa rozciągnęła się na prawie 3 kilometry, czyli tyle ile mniej więcej mieliśmy do przejścia Kiedy jedni wchodzili dopiero w pierwszy zakręt, inni już relaksowali się na leżakach pod schroniskiem Nikomu się nie spieszyło, po drodze były zabawy resztkami śniegu, malowanie twarzy i inne wygłupy. Droga była błotnista, ale na szlaku zdarzały się również płaty śniegu, a im wyżej tym śniegu więcej
Pod schroniskiem też było biało, taka mało wiosenna ta wiosna.
Gdy już wszyscy dotarli w okolice schroniska na Soszowie, trzeba było jeszcze wejść na sam szczyt (jakieś 10 minut od schroniska)...
A później została już najprzyjemniejsza część wycieczki - ognisko, które po wcześniejszych ustaleniach przygotowała dla nas obsługa schroniska "Soszów".
Część naszej prawie pięćdziesięcioosobowej ekipy musiała niestety wracać wcześniej i trochę atrakcji ich ominęło w tym powrót czerwonym szlakiem wzdłuż granicy polsko - czeskiej do przełęczy Beskidek i dalej czarnym szlakiem do Wisły Jawornik, gdzie zaczynaliśmy całą wycieczkę. Wszyscy wrócili zadowoleni i niezbyt zmęczeni. Cała pętelka miała ok.7 kilometrów, nawet najmłodsi bez problemu i marudzenia przeszli taki dystans.
Sorki za te lizaki!
0 komentarze:
Prześlij komentarz