Home » , , , » Babia Góra, 25.03.2017

Babia Góra, 25.03.2017

Trochę baliśmy się tej Babiej Góry...szlak zupełnie nam nieznany, spory kawałek przejścia, góra kapryśna i nieprzewidywalna, niby już wiosna, a warunki zimowe i jeszcze ta nazwa - Diablak 😈😉 Czy my w ogóle tam wleziemy? To jest naprawdę kawał góry! Robi wrażenie nawet jak się na nią patrzy z daleka, nie bez powodu nazywana jest Królową Beskidu. I czy nam się chce? W tym sezonie naprawdę mieliśmy już dość białych krajobrazów i co, znów pakować się w śnieg? Przed wyjazdem śledziliśmy prognozy pogody i fora beskidomaniaków, był nawet plan awaryjny, gdybyśmy jednak wymiękli i zrezygnowali z Babiej 😉
Sobota rano, plecaki na wyprawę spakowane, pogoda piękna, decyzja podjęta, jedziemy z Zawoi (województwo małopolskie, powiat suski, gmina Zawoja) prosto na Przełęcz Krowiarki. Tam chwila niepewności, czy znajdziemy miejsce parkingowe, bo podobno jest z tym problem, ale uffff o godz 9 parking był jeszcze prawie pusty. Ruszyliśmy czerwonym szlakiem pod górę, jeszcze nie do końca pewni czy dobrze robimy. Zrobiło się ślisko, na chwilkę stanęliśmy, żeby założyć raczki i...spotkaliśmy koleżankę, która właśnie schodziła ze szczytu 😁 Aga obserwuje nas tutaj, zna nasze możliwości, "Dacie radę!" powiedziała...a jak nie damy rady to zawrócimy i tyle 😉 Szlak, aż na Sokolicę, prowadził przez las, było ślisko, nie jeden turysta wywinął orła, ale nam w raczkach bardzo dobrze się szło, nawet małe braki w sprzęcie nie przeszkadzały. W niecałą godzinę doszliśmy do punktu widokowego na Sokolicy (1367 m n.p.m).

Raczki wylądowaly z powrotem w plecaku, dalej już nie były potrzebne, dzięki Agnieszce wiedzieliśmy czego się spodziewać 😁 Śniegu było sporo, ale nie było ślisko, trzeba tylko było trzymać się wydeptanej ścieżki, żeby nie zapaść się po tyłek w śnieg albo żeby nie wpaść w jakąś dziurę pomiędzy śniegiem a kosodrzewiną. Niektórzy wpadali specjalnie, inni się denerwowali z tego powodu, ale ogólnie było miło, a widoki takie piękne, że nie wiadomo kiedy doszliśmy na Kępę (1521 m n.p.m), a później na Gówniaka (1617 m n.p.m).















Dzieci pękały ze śmiechu, nazwę Gówniak odmieniały na wszystkie możliwe sposoby i powtórzyły niezliczoną ilość razy zanim dotarliśmy na szczyt Babiej Góry (1725 m n.p.m). Tempo mieliśmy dość dobre, na szczycie stanęliśmy po nieco ponad 3 godzinach od startu. Długo tam nie zabawiliśmy. Wiało strasznie, choć porównując do halnego w Tatrach to wcale nie wiało 😉
Ruszyliśmy w dół, czerwonym szlakiem, w kierunku Schroniska PTTK Markowe Szczawiny. Najpierw dość niewygodne zejście po wielkich kamolach, a dalej już bardzo przyjemna i widokowa ścieżka. Bardziej strome fragmenty pokonaliśmy zjeżdzając na tyłkach i już byliśmy na Przełęczy Brona. Zejście z przełęczy sprawiało niektórym problemy, ale nie nam 😁 My znów zjeżdżaliśmy i to były chyba najlepsze dupozjazdy w tym sezonie 😜





Do schroniska dotarliśmy trochę przemoczeni, ale za to ekspresowo 😄 W schronisku zjedliśmy rozgrzewający (a nawet palący 🔥😉) kapuśniak, zmieniliśmy część ciuchów na suche, porządnie odpoczęliśmy. Nie musieliśmy się już spieszyć, do zachodu słońca było jeszcze duuużo czasu, a przed nami tylko dwugodzinny spacer do Krowiarek, niebieskim szlakiem przez las, już niestety bez widoczków, z krótkim przystankiem przy zamarzniętym Mokrym Stawku.
Przeszliśmy prawie 14 km, cała pętla zajęła nam 7,5 godziny, gdy byliśmy na Przełęczy Krowiarki najmłodszy zapytał czy przejdziemy to kółeczko jeszcze raz, tak mu się spodobało 😁💙

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Top