Home » , , » Morskie Oko, 01.04.2018

Morskie Oko, 01.04.2018


Pochmurny poranek 1 kwietnia, Prima Aprilis, siedzimy w ciepłym domku i rozsyłamy do znajomych zdjęcia z ubiegłego roku, kiedy to Zakopane (i nie tylko) zostało zasypane śniegiem Śmichy-chichy i chwilę później sprostowanie, bo tak naprawdę za oknem pada deszcz...😞 Nie mijają nawet 2 godziny, a nasz primaaprilisowy żart staje się rzeczywistością, wszystko przysypane kilkucentymerową warstwą świeżego puchu i sypie dalej! 😀


Decydujemy się na spacer nad Morskie Oko, jest szansa, że przy intensywnych opadach śniegu i ograniczonej widoczności na tej trasie się nie zgubimy, choć byli już tacy, co się gubili 😜 Małe problemy pojawiają się na Drodze Oswalda Balzera prowadzącej z Zakopanego na Palenicę Białczańską, gdzie zaczyna się droga prowadząca do Morskiego Oka. Pogoda spłatała figla drogowcom, szosa nie odśnieżona, na co drugim zakręcie jakieś auto ląduje w rowie, nasze na szczęście nie.

Parking na Palenicy jakoś dziwnie pusty, kolejek do kas przy wejściu do TPN nie ma (kasy w święta zamknięte), ludzi na szlaku niewiele i co najważniejsze nie ma fasiągów, konie mają wolne! Takie uroki wędrowania w święta i w dodatku przy niezbyt sprzyjającej pogodzie 😃 Ruszamy drogą asfaltową w kierunku Morskiego Oka, która tylko na początku przypomina drogę asfaltową 😉



Mijamy punkt informacyjny TPN (niestety zamknięty, święta...) i Wodogrzmoty Mickiewicza.




Trzymamy się czerwonego szlaku i pokonujemy kolejne kilometry coraz bardziej zaśnieżonej szosy. Brniemy przez śniegi, łatwo nie jest, momentami sypie tak mocno, że ledwie widać czubek własnego nosa. Wiatr szaleje, sypie śniegiem po oczach, a my...mamy z tego niezłą radochę 😄😄😄




Szlak kilka razy ścina zakosy drogi asfaltowej, na oblodzonych kamieniach robi się nieciekawie (wracając omijamy "skróty", w takich warunkach bezpieczniej wybrać asfaltówkę).






Dochodzimy do Polany Włosienica (tylko do tego miejsca turyści dojeżdzają fasiągami), obserwować można stąd wierzchołki szczytów okalających Morskie Oko, jednak nie tym razem 😉 Jeszcze tylko 1,5 kilometra, przejście przez teren zagrożony lawinami (tak, tak! Żlebem Żandarmerii schodzą lawiny i to nie jest jedyne miejsce zagrożone lawinami na tej popularnej drodze), Małe Morskie Oko, schronisko nad Mokiem i jesteśmy u celu...




Po 2,5 godzinach wędrówki docieramy nad brzeg Morskiego Oka. Największe jezioro w Tatrach ledwie widać, gór dookoła nie widać wcale. Co jakiś czas słychać tylko dziwny huk, czyżby lawiny?





Wyżej nie idziemy, choć początkowo był pomysł, żeby dojść do Czarnego Stawu pod Rysami. Zamiast tego spędzamy miło czas w schronisku nad Morskim Okiem Pierwszy raz w życiu nie ma problemu z wolnym stolikiem, takich pustek nad Mokiem chyba nigdy nie widzieliśmy! Droga powrotna mija szybko (1,5 godziny) i przyjemnie. Snieżyca trochę odpuściła, co nieco nawet widać, a na koniec mamy bliskie spotkanie z tatrzańską fauną (na szczęście nie z niedźwiedziem!) 🙂














0 komentarze:

Prześlij komentarz

Top